Udostępnij artykuł:

Mam na imię Ola, mam 19 lat, w sieci znacie mnie jako Narodziny wegetarianki. Gdy miałam 14 lat, zachorowałam na anoreksję. Wszystko zaczęło się w szkole baletowej, gdy usłyszałam od nauczycielki tańca klasycznego, że moja waga jest zbyt wysoka. Moje BMI było zdecydowanie w normie, a nawet na granicy z niedowagą. Zaczęło się niepozornie od diety wykluczającej słodycze i fast foody, a kończyło długoterminowymi głodówkami. Na początku nie widziałam nic złego w chorobie. Nie chciałam nic zmieniać, po prostu tkwiłam w szpitalach i różnych w ośrodkach. Nie chciałam wyzdrowieć, bo uważałam, że moja wychudzona sylwetka jest warta więcej, niż moje życie. Chciałam być chuda. Wolałam być chuda niż mieć cokolwiek: przyjaciół, znajomych, rodzinę, pasje, czy sens życia. Odrzuciłam wszystko, także balet, do którego mam ogromny uraz. W pewnym momencie całe dnie leżałam w łóżku, nie mając siły ani chęci do czegokolwiek. 

W końcu choroba zaczęła mnie zabijać. Czułam, że to nie jest już wybór pomiędzy byciem chudą a grubą, ale pomiędzy życiem i śmiercią, i że nie mam już na to wpływu. Leżałam w ośrodku oddalonym o 800 km od rodzinnego domu, sama. Codziennie przed snem żegnałam się z rodzicami, bo nie wiedziałam, czy rano jeszcze się obudzę… bardzo, chcieli mi pomóc, ale w pewnym momencie stali się bezradni wobec choroby.

Podjęłam walkę, bo zobaczyłam, że nie jestem sama

Wtedy poczułam, że to ostatni moment. Zaczęłam dzielić się swoją historią w sieci, wrzuciłam film na social media i otrzymałam masę wsparcia, także od osób, które mierzyły się z tym samym problemem. Podjęłam walkę, bo zobaczyłam, że nie jestem sama. Byłam pod ciągłą kontrolą psychiatry, wspomagał mnie on farmakologicznie, jednak największą robotę zrobiłam sama. Pozwoliłam swojemu ciału w pełni przejąć kontrolę nad tym, co i ile jem. Ekstremalny głód — bo tak nazywa się zjawisko, które przyczyniło się do uratowania mojego ciała — okazał się kluczowy. Przez kilka miesięcy, dzień w dzień pochłaniałam dziesiątki tysięcy kalorii. Moje ciało było tak wygłodzone, że na długo pożegnałam się zarówno z poczuciem głodu, jak i sytości. Po kilku miesiącach zarówno moja waga, jak i satysfakcja z jedzenia wróciły do normy. 

Historię mojej choroby w ciągu zaledwie trzech dni zobaczyło 100 tys. osób. W internecie znalazłam też wiele podobnych do mojej. To był przełom, poczułam moc płynącą od społeczności. Ludzie pisali, żebym się nie poddawała, wysyłali słowa wsparcia, otuchy. Wzięłam na siebie odpowiedzialność, cały czas powtarzałam sobie: muszę być zdrowa, muszę być zdrowa. Choroba zaburzyła moje widzenie świata, z czasem przestałam zauważać łzy rodziców, ich cierpienie, dzięki wsparciu innych chorych, udało mi się wyjść z tego bagna. Obce osoby poznane w sieci uratowały mi życie. 

Dostałam drugą szansę. To, co dodało mi siły, to myślenie o tym, co chciałabym dalej robić. Napędzała mnie perspektywa, ile jeszcze przede mną.